Kulturalne dziecko Podlasia


Musieliśmy kulturalnie zacząć kolejny tekst o Operze. Tak, Opera i Filharmonia Podlaska - Europejskie Centrum Sztuki jest ostatnio  na językach. Ale to całkiem normalne kiedy się jest kulturalnym dzieckiem Podlasia, a zwłaszcza podlaskich decydentów, z Marszałkiem Dworzańskim na czele. 

I na tym moglibyśmy zakończyć pisaniu o operowym dobru. W każdym naszym tekście o Operze i jej niewątpliwych atrakcjach staramy się pisać z przymrużeniem oka, większość uchybień i niedoróbek obracać w małe drobnostki, wynikające po prostu z nowości i braku doświadczenia. Wszak wszyscy się jej uczymy - i pracownicy, i my jako społeczeństwo, i sam Pan Dyrektor Skolmowski (chociaż co do ostatniego można mieć pewne wątpliwości). Mówiąc krótko - wiele razy pisaliśmy o operowych wtopach zawsze dając tej nowej, jakże świeżością pachnącej instytucji, kolejny kredyt zaufania. Ktoś mógłby zapytać - "No ile można...?"  

Od naszego ostatniego tekstu o tematyce operowej, znowu trochę się nazbierało. Przy czym od razu napiszemy celem wyjaśnienia jedną, naszym zdaniem istotną rzecz. Spotkaliśmy się z głosami, że nieuprawnionym jest takie wytykanie Operze jej drobnych wtop przy ilości wydarzeń artystycznych mających tam miejsce. Otóż wszystko to dostrzegamy i jesteśmy tego świadomi. Sami parę razy zawitaliśmy w nieskromne operowe progi i byliśmy pod wielkim wrażeniem. Niestety (dla samej Opery) tak to już jest na tym wrednym świecie, że od instytucji obracającej takimi milionami ma się prawo wymagać i oczekiwać więcej. I tak też właśnie czynimy - wymagamy i oczekujemy więcej i każdą nawet najmniejszą wtopę wytykać palcami będziemy. Dla dobra samej Opery jak i nas, widzów, zwanych niekiedy melomanami.

Jak wiadomo Opera i Filharmonia Podlaska startuje w konkursie Podlaska Marka.  Nic w tym złego - wprost przeciwnie, nasz mały regionalny konkursik mimo wielu wad ma też kilka zalet. Przede wszystkim taką że jest nasz, podlaski i w założeniu ma promować wszystko co w naszym województwie najlepsze. Należy być z tego dumnym. Aby nie być posądzonym o złośliwość, nie będziemy wspominać, że konkursowa formuła wymaga lekkiej modyfikacji by obok sławnego korycińskiego sera czy kiełbasy rosyjskiej nie było Współpracownii - Białostockiego Parku Naukowo - Technologicznego czy Festiwalu Original Source Up To Date. Czekamy kiedy, jakiś niewątpliwie błyskotliwy urzędnik, wpadnie na pomysł stworzenia różnego typu kategorii w tym konkursie. 

I właśnie wśród kiełbas, serów i kindziuków zapodziała się gdzieś Opera. Zapodziała się tak mocno i tak głęboko, że spod grubej warstwy podlaskiej wałówy nie wydobyła jej nawet operowa rzeczniczka. Przy okazji ciekawi nas czy to właśnie z tego powodu pożegnała się stanowiskiem i dlaczego akurat ona, skoro to działka pionu promocji. 

Na tym oczywiście nie koniec. Po odgrzebaniu się z podlaskich przysmaków, Opera pełną parą ruszyła walczyć o głosy mieszkańców we wspomnianym konkursie. A dziwić się nie ma czemu. Dysponując takimi możliwości i przegrać z serem czy kiełbasą, to chwały rzeczywiście nie przynosi. * Co zrobiła więc Opera? Wykupiła czas antenowy z reklamą, z której dowiedzieć się mogliśmy o możliwości głosowania na tę zacną instytucję w konkursie na Podlaską Markę. Wierzyć się nie chce, że Dyrektor Skolmowski ten pomysł zaakceptował. Bo wydawać pieniądze podatnika z prośbą o głosy tegoż podatnika w konkursie organizowanym z pieniędzy podatnika, to sami Drodzy Czytelnicy oceńcie takie postępowanie. W związku z tym nie dziwi nas w ogóle oburzenie przedstawicieli małych, lokalnych organizacji pozarządowych, które w konkursie na Podlaską markę również wystartowały. Na facebooku Pana Marka Kochanowskiego, ze Stowarzyszenia Fabryka Bestselletów, organizatora Festiwalu Zebrane, pojawił się wielce ciekawy komentarz który pozwolimy sobie zacytować. 

Nie głosuj na Zebrane w Podlaskiej Marce Roku. Głosuj na Operę - forsa z Twoich podatków na reklamę w mediach nie może się zmarnować. Kampania reklamowa zbierania głosów przez OFiP to tak, jak gdyby Beckham zachęcał do głosowania na siebie w konkursie, w którym rywalizuje z polskimi piłkarzami."

Nie jest to głos odosobniony i niech będzie podsumowaniem powyższego wątku...

Teraz czas na kolejny. W dzisiejszej Gazecie czytamy o przepychankach między Dyrektorem Skolmowskim a twórcami gmachu Opery tj. architektem, Profesorem Budzyńskim i twórcą operowej akustyki Panem Janem Dodackim. Pan Dyrektor przedstawia swoją wersję wydarzeń, Panowie projektanci swoje a na dokładkę Urząd Marszałkowski pozwolił sobie wprowadzić kilka zmian w trakcie budowy. Nie wiemy kto ma w tym sporze rację, ale możemy przyjąć, że w sprawach budowlanych i akustycznych większą wiedzą dysponują Panowie Budzyński i Dodacki. Dodatkowo prof. Budzyński wytyka Dyrektorowi Skolmowskiemu niedopasowanie operowego wnętrza do jego pierwotnych założeń. Pozwolimy sobie kolejny raz zacytować, tym razem ostatni akapit listu Pana Profesora:

Zwracam również uwagę, że Opera i Filharmonia to część Europejskiego Centrum Sztuki, a foyer miało funkcjonować jako Otwarta Galeria Sztuki. To, co dyrektor Skolmowski tam robi, to destrukcja wobec wykonanych wysokiej klasy rozwiązań artystycznych. By kupić bilet, wchodzimy na plastikowy biało-czerwony pasek na stojakach i na wielki stary kredens zasłaniający wspaniałe szkła Tomasza Urbanowicza z utworem Pendereckiego. Smutne rzeźby (?) gołych pań również zasłaniają te szkła. W klasycyzującym amfiteatrze ustawia plastikowe palmy. To sprzeczne z przesłaniem przestrzeni Europejskiego Centrum Sztuki - Współżycia Kultury i Natury, Techniki i Sztuki.

Streścić to można krótko i bardzo dosadnie - profesor Budzyński zarzuca Dyrektorowi Skolmowskiego, że robi z Opery swojski, podlaski jarmark. Najgorsze jest to, że jak znamy Dyrektora Skolmowskiego to on, jako wytrawny biznesmen, po prostu dopasował wnętrze pod gusta widzów. Tylko czy robienie z tak wspaniałej instytucji cepelii (na wielu polach jej działalności) to właściwy kierunek rozwoju ?

Tak jak wspominaliśmy na początku tekstu, chyba mamy do Opery pewną niczym nieuzasadnioną słabość. Bo to wszystko, co opisaliśmy wyżej, to po prostu błędy operowej młodości...

Ps. Zdjęcie wyżej wkleiliśmy nie bez powodu. Ponoć pod głównym wejściem, pod tą kopułą, jest fantastyczna akustyka. Polecamy sprawdzić.

*** - Koniecznie musimy o tym wspomnieć. Podlaskie przysmaki są nam bardzo bardzo bliskie. Przyznać się musimy że po prostu je uwielbiamy a lokalnych producentów darzymy wielkim szacunkiem. 

 

Fejsbunio

Łączna liczba wyświetleń

Ale, o co tu chodzi ?

Podstawowe info:
Będziemy pisać o tym co nas wkurza, cieszy lub śmieszy. Po prostu.

"Było nas trzech w każdym z nas inna krew ale jeden przyświecał nam cel" - tak śpiewali w Perfekcie jeszcze za czasów Hołdysa. W nas krew płynie niezmiennie ta sama, białostocka, podlaska, bo kochamy nasze miasto i nasz region. Podlasie dobrymi ludźmi stoi - to wiedzą wszyscy, którzy kiedykolwiek mieli przyjemność u nas gościć.

I jeden przyświeca(-ł) nam cel - podtrzymywanie starych dobrych wartości. Sami nie wiemy dokładnie co to może znaczyć, ale ładnie brzmi.

Ach zapomnielibyśmy - jest nas 6 i brakowało nam rymu żeby ładnie zacząć.

My z folwarku:
Albert Potiomkin
Noe Bialystoker
Jan Matejko
Pan Japa
Kiva Jakotako
Wit Stwórz