Sąd po raz kolejny uniewinnił kibola Jagiellonii. Po raz kolejny, po raz kolejny... Który to już raz? Ktoś może liczy? Jak czytamy w Kurierze Porannym (link) "Maciej S., który wśród kibiców Jagiellonii pełni funkcję tzw. gniazdowego, nie znieważył w trakcie meczu narodu żydowskiego i przeciwnej drużyny, nie nawoływał do nienawiści." Wspomniany mecz to spotkanie z Łódzkim KS z maja bieżącego roku. I dalej najciekawsze "Oskarżony o antysemityzm Maciej S. od początku zaprzeczał zarzutom. Tłumaczył, że wręcz przeciwnie próbował uspokoić tłum, który jednak nie chciał go słuchać." Znakomita linia obrony i jak widać po wyroku sądu zdała egzamin. Pojawią się jednak pytania. A my lubimy pytać. Jak to jest, że biedula gniazdowy nie panuje nad tłumem kibolstwa które intonuje chamskie, rasistowskie i antysemickie przyśpiewki? Może biedak nie powinien zajmować się tym czym się zajmuję i zaszczytną funkcję gniazdowego przekazać komuś kto poradzi sobie z tłumem?
No ale dość żartów. Wiadomo, że na stadionie a zwłaszcza wśród kibiców (bo nie wszyscy są skretyniałymi naziolami zwanymi przez nas kibolami) nic w materii dopingu nie dzieje się bez wiedzy i woli gniazdowego. To on decyduje, to on intonuje, to właśnie gniazdowy pilnuje tego co jest śpiewane (krzyczane) i w związku z tym ogarnia nas pusty śmiech wobec sądowych tłumaczeń Macieja S.
Jeszcze głośniejszy śmiech wywołują w nas decyzje prokuratury i sądów w sprawie tych, przepraszamy za słowo, ludzi...
Ps. Skoro sam gniazdowy Maciej próbował bez skutku uciszyć rozochocone kibolstwo śpiewające rasistowskie i antysemickie przyśpiewki to niech nam nikt nie wciska ciemnoty że na stadionie nic takiego nie ma miejsca. Bo to że na stadionie co chwila słychać "kur#%$^y, ch#$%#je itp to oczywista oczywistość.