Teatrów Ci w Białymstoku i okolicach jak na lekarstwo. Na całe szczęście, te które są, trzymają przyzwoity poziom i warto o nich wspomnieć. Dziś zatem do cyklu Samo Dobro Noego trafił Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku (tak brzmi pełna nazwa teatru)
Mało kto z Was pewnie wie, że zamiarem budowniczych z lat 30tych było, żeby obecny teatr był domem ludowym im. Józefa Piłsudskiego i do lat 50tych taką właśnie nazwę nosił obecny Dramatyczny. Dopiero na progu lat 50tych ówczesne komunistyczne władze nadały teatrowi imię obecnego patrona i tak zostało do dziś. Za wyjątkiem okresu, bodajże z roku 2007 kiedy próbowano na powrót teatr "umarszałkowić" z racji wątpliwej legendy samego Aleksandra Węgierki. Nie nam to oceniać. Spory te zostawiamy politykom i historykom. Teatr Dramatyczny w świadomości społecznej jest teatrem Węgierki i koniec kropka.
W ten sposób między ul. Elektryczną i parkiem Poniatowskiego stoi i ma się całkiem dobrze Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki. W dodatku obserwując nowe kierownictwo z dyrektor Korytkowską na czele, wydawać się może z teatr nie tyle, że znalazł swoją ścieżkę, ale podążą w wyznaczonym przez siebie kierunku. Zakładam, że nie każdemu może się to oczywiście podobać, ale po okresie "wypalonych gwiazd z Warszawy" w teatrze dzieje się coś prawdziwie twórczego.
A dzieje się naprawdę wiele. Zwłaszcza w obliczu środków finansowych jakimi dysponuje Dyrektor Korytkowska. Ale o kasie na końcu. Na razie uwagę skupię na tym co oferuje nam Teatr. Już początek sezonu mógł zaskoczyć. Teatr zainaugurował sezon w Krynkach zbierającym doskonałe recenzje spektaklem Antyhona. Niestety pod granicę białoruską nie dotarłem ja, ani nikt z hardstokowej ekipy, ale widzieliśmy Antyhonę pod Kościołem Farnym. Wspaniale plenerowe widowisko i warta polecenia opowieść o prostowaniu polsko - białoruskich granic osadzona w realiach starożytnej Antygony. Oprócz tego Dyrektor Korytkowska szykuje 4 inne premiery co w trakcie jednego sezonu jest wynikiem bardzo przyzwoitym. Pełny repertuar znajdziecie tutaj. Co ważne teatr nie kończy z wydarzeniami poza swymi murami. To cieszy i napawa optymizmem, że sztuka wychodzi do ludzi.
Z ciekawszych rzeczy to warto także zwrócić uwagę na (re)interpretacje czyli slap czytań. Na żywo czytane i przy okazji odczytywane klasyczne dzieła, w połączeniu z późniejszą dyskusją, powodują uczucie multimedialności teatru. I to wszystko w cenie 5 zł.
Poprawnie zaczęła funkcjonować także teatralna promocja. Węgierko jest widoczny na mieście w postaci plakatów, ulotek czy chociażby dzięki wspomnianej Antyhonie pod kościołem Farnym. O Węgierce się mówi, Węgierkę się komentuje. Także teatralna www w końcu jest "czysta i przejrzysta", może prosta ale przy tym bardzo funkcjonalna i konkretna. A o to chyba chodzi w promocji teatru. I pewnie dzięki temu na ostatnim koncercie Podsiadły teatralna sala pękała w szwach. Dyrektor Korytkowska jest najpewniej pełna szczęścia z tego powodu.
Wrócę jeszcze na chwilę do teatralnej kasy czyli marszałkowej dotacji. Mam nadzieję, że uda mi się zagrzać umysły do pewnych refleksji porównując budżety jakimi dysponuje Opera - prawie 30 mln zł i Teatr - 4 mln zł. Dla przypomnienia obie instytucję podlegają jednej i tej samej osobie Marszałka...
Zastanawiałem się więc czego życzyć Teatrowi.
Bez patosu i wzniosłych haseł - dobrych produkcji i pełnej sali.
Bądź rozważny - kochaj teatr :)